🐁 Nazisci Na Celowniku Sprawiedliwosci

Teoretycznie więc byłym członkom zarządu Razem, w tym także obecnym posłom grozi nawet więzienie. Zawiadomienie do prokuratury w sprawie niejasności w finansach partii Razem złożył poseł PiS Bartosz Kownacki. Wynika z niego, że dwójka polityków, Zimmerman oraz Matysiak, miała poświadczyć nieprawdę w dokumentach do Państwowej Australijski kardynał George Pell jest już na wolności! W natłoku złych wiadomości, które docierają do nas w ostatnich dniach, w końcu dostaliśmy jedną, która jest dowodem na zwycięstwo sprawiedliwości. CZYTAJ: Sąd Najwyższy uchylił wyrok skazujący kardynała Pella ze pedofilię! Po ponad roku w więzieniu ma wyjść na wolność 02 czerwca 2022. Kto osądzi „Jebać PiS”? Praktyczny wymiar sporu o praworządność [NA CELOWNIKU] Rozprawa miała się odbyć dziś rano, półtora roku po protestach przeciwko aborcyjnemu wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Ale nie odbyła się, bo rozstrzygać ją miał asesor powołany w zeszłym roku przez neo-KRS. Naziści na celowniku sprawiedliwości - McKale • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! "Naziści, nie Niemcy. Na tej samej zasadzie: TK nie zniszczyli Polacy, ale PiS, i to on za to odpowie, a nie Polacy" – podkreślił odpowiadając na wpis internautki. @bp_martyna Nazisci, nie Niemcy. Na tej samej zasadzie: TK nie zniszczyli Polacy, ale @pisorgpl, i to on za to odpowie, a nie Polacy. — Pawel Rabiej (@PawelRabiej) 22 Informacje o Naziści na celowniku sprawiedliwości - 12963102158 w archiwum Allegro. Data zakończenia 2023-03-02 - cena 31,81 zł Dotyczy losów sprawców Holocaustu – morderców i ich współpracowników. Tego, co stało się z nimi po klęsce i śmierci Hitlera, ich Führera, którego wielbili i za którym tak wiernie podążali, dopuszczając się ludobójstwa. Omówione w niej zostały postępowania sądowe wszczęte po upadku III Rzeszy w stosunku do 30 nazistów, którzy przeżyli II wojnę światową. Ograniczenie wynosiło 16 kilogramów miesięcznie dla generałów, 10 kilogramów dla oficerów niższych rangą oraz 5 kilogramów dla szeregowych żołnierzy. Praktycznie rzecz biorąc, było to oficjalne zezwolenie na grabież. Zbiegło się z etapem dziejów, który książki do historii lubią określać mianem „zwycięstwa komunizmu”. Sprawa ma silny związek z niesławnym filmem z marca tego roku, w którym ojciec z Dąbrowy Górniczej dusił siedmioletniego syna, co matka transmitowała na żywo na TikToku. Wiceminister Wójcik zapowiadał wówczas podjęcie stanowczych działań przeciw tego typu treściom. P1h0HfK. Źródeł mistyki niemieckiego faszyzmu można upatrywać w XIX-wiecznej modzie na seanse okultystyczne, wiarę w "proroctwa" i wschodni mistycyzm, podlewane obficie książkami na temat starożytnych wierzeń i mocy, które miały u zarania dziejów rządzić światem. To dlatego naziści mieli obsesyjnie poszukiwać takich artefaktów jak Święty Graal czy Arka Przymierza, które były postrzegane jako tajemna broń, cudowna Wunderwaffe, dzięki której Niemcy mogliby, jako "rasa panów", zdominować cały świat. Wschodnie źródło nazizmu Mistyczna tendencja nasiliła się po tragicznej I wojnie światowej, która zmieniła europejską rzeczywistość polityczną i społeczną. W całej Europie powstało wiele stowarzyszeń zajmujących się okultyzmem i mistycyzmem. Największa tego typu organizacja powstała jednak kilka lat wcześniej. W 1910 roku Felix Niedner założył Towarzystwo Thule; po przejęciu władzy przez nazistów w 1933 roku to osoby wywodzące się z Towarzystwa objęły wiele ważnych urzędów państwowych. W 1918 roku Rudolf Freiherr von Sebottendorf założył oddział Towarzystwa w Monachium. Sebottendorf na początku XX wieku przebywał w Turcji gdzie zetknął się z sufizmem i bliskowschodnim mistycyzmem oraz ruchem Młodych Turków, którzy byli jednymi ze sprawców ludobójstwa Ormian w latach 1915-1916. To od niego całe towarzystwo zaczerpnęło ideologię polityczną charakteryzującą się bezwzględnością w walce o władze, totalitarnym przesłaniem, antykomunizmem i silnym antysemityzmem. W 1919 roku członkowie towarzystwa utworzyli Niemiecka Partię Pracujących, na czele w której rok później stanął Adolf Hitler, a w późniejszych latach przekształcił ją w NSDAP. Śmiercionośna moc Vril Wewnętrznym kręgiem Towarzystwa Thule było Towarzystwo Vril, założone w 1918 roku w Berlinie przez gen. Karla Haushofera. Jego nazwa pochodzi od tajemnej mocy, która miała umożliwić osobom ją kontrolującym zdobycie władzy nad światem. Haushofer, który był twórcą geopolityki, twierdził, że celem Niemiec powinno być zdobycie przestrzeni życiowej (Lebensraum), jako środka zapewnienia sobie politycznej i gospodarczej potęgi. Poglądy te przejął następnie Adolf Hitler i pod koniec lat 30. zaczął wprowadzać je w życie. Członkowie Towarzystwa Vril, w celu przywołania śmiercionośnej mocy, mieli odbywać seksualne orgie i zabijać dzieci, dzięki czemu możliwe stałoby się nadejście Antychrysta. Wiele osób biblijnej bestii upatrywało właśnie osobie Adolfa Hitlera, który w pożodze wojny miał stworzyć nowe germańskie imperium. Wyprawa do Tybetu. I na Atlantydę W 1935 roku, z błogosławieństwem Hitlera, zostało założone Towarzystwo Ahnenerbe. Dwa lata później Heinrich Himmler połączył tę organizację z SS. Odtąd jej oficjalnym celem stało się zapewnienie naukowych, archeologicznych i antropologicznych dowodów na poparcie tez Towarzystwa Thule, które dowodziło, że Niemcy są potomkami starożytnego ludu Arian. Częstym miejscem ekspedycji nazistowskich naukowców w latach 30. był Tybet, w którym miał znajdować się z klucz do mocy vril. W 1938 roku wyprawę w rejon Tybetu poprowadził niemiecki biolog Ernst Schaefer. Jednym z jej uczestników był antropolog Bruno Beger, zwolennik poglądu, według którego Tybet był miejscem życia przodków "ludów północy". Beger , próbując potwierdzić swą tezę przebadał 300 czaszek Tybetańczyków, dochodząc ostatecznie do wniosku, że byli oni ogniwem pośrednim pomiędzy rasą mongolską a ludami europejskimi. Naukowiec sądził, że po wygraniu wojny w Europie przez III Rzeszę Tybetańczycy mogliby odegrać ważną rolę w Azji zdominowanej przez wpływy Niemiec i Japonii. O tym, jak azjatyckie badania były ważne dla nazistów świadczy to, że w 1943 roku w Berlinie otwarto formalnie Instytutu Badań Azjatyckich. Według Trevora Ravenscrofta, autora książki "Włócznia przeznaczenia", naziści odbywali wyprawy do Tybetu w latach 1926 -1943 próbując uzyskać kontakt z ich aryjskimi przodkami, którzy mieli strzec mocy vril. Miała być ona ukryta w podziemnych miastach znającymi się pod Himalajami. Mocą vril mieli rozporządzać ludzie zwani Vril-ya, żyjący właśnie pod powierzchnią ziemi. Wielu nazistów wierzyło, że klucz do stworzenia "rasy panów" znajduje się na Atlantydzie, która miała znajdować się pomiędzy Islandia a Grenlandią. Terytorium to zostało przeszukane przez nazistów co najmniej raz, jednak nie odkryli oni zaginionej wyspy. Naziści nie odnaleźli także nigdy ani Świętego Graala ani Arki Przymierza. Z każdym rokiem wojny marzenia o uzyskaniu mistycznej Wunderwaffe stawały się coraz mniej realne. Kolejnym miejscem nazistowskich wypraw naukowcy były tereny ZSRR. Hienrich Himmler wysłał ekipy do zachodniej i południowej Rosji, które miały na celu odnalezienie przodków rasy germańskiej. Wszystkie odkopane przez archeologów artefakty zostały wywiezione do kwatery SS w Wewelsburgu. Do Rosji, wraz z kolejnymi oddziałami Wehrmachtu przybyli także członkowie Towarzystwa Ahnenerbe, którzy mieli swoimi wykopaliskami udowodnić, że podbite w wyniku ofensywy w 1941 roku tereny należące do ZSRR, wcześniej należały do rasy aryjskiej. Nowa nazistowska religia III Rzesza, jako państwo totalitarne, organizowało swoim obywatelom całość życia - także życia duchowego. Nazistowskie państwo podjęło kilka prób stworzenia nowej państwowej religii. Renesans zaczęło przeżywać neopogaństwo, które miało stopniowo zastępować religię chrześcijańską. Ostatecznym celem było stworzenie religii okultystycznej opartej na starogermańskich wierzeniach i proroctwach o tysiącletniej Rzeszy. Pod skrzydłami SS powstało nawet specjalne biuro badań okultystycznych. Zakładane przez nazistów instytuty naukowe miały z kolei na celu znalezienie dowodów na określenie miejsca pochodzenia ludów germańskich oraz stworzenia "nowożytnej wersji" aryjskiej rasy, która miała zasiedlić "nowy świat". By wprowadzić w życie swoje "naukowe idee" naziści zaczęli przeprowadzać zbierające krwawe żniwo eksperymenty na ludziach w obozach koncentracyjnych. Hitler był opętany? Potęga Włóczni Przeznaczenia Czy Adolf Hitler był opętany? Według doktora Waltera Steina, który znał Hitlera, przyszły przywódca III Rzeszy, podczas młodości spędzonej w Wiedniu, zainteresował się okultyzmem czytając "Parsivala" autorstwa Wolframa von Eschenbacha. Hitler miał pozostawać również pod przemożnym wpływem Guido von Liszta, który pod koniec XIX wieku zapoczątkował modę na starogermańskie wierzenia. Hitler stwierdził później w "Mein Kampf", że były to najbardziej owocne lata życia, w których nauczył się wszystkiego, co niezbędne, do kierowania partią nazistowską. Stein poznał Hitlera z powodu swego zainteresowania Włócznią Przeznaczenia znajdującą się na wystawie w muzeum w Wiedniu. Włócznia miał mieć potężną moc ponieważ, według legend, to właśnie ona przebiła bok ukrzyżowanego Jezusa. W toku historii przechodziła ona z rąk do rąk, by ostatecznie stać się własnością dynastii Habsburgów. Włócznia miała mieć niezwykłą moc, dzięki której jej właściciel mógłby podbić świat. Hitler miał zwierzyć się Steinowi, że gdy zobaczył ją po raz pierwszy doznał wizji, w której ujrzał swoja przyszłość. 12 marca 1938 roku, w dniu w którym dokonano Anschlussu Austrii, Hitler przybył do Wiednia. Pierwszym miejscem jego postoju było muzeum, z którego osobiście zabrał Włócznię i przesłał ją do Norymbergi, duchowej stolicy nazistowskich Niemiec. Pod koniec wojny, 30 kwietnia 1945 roku, Włócznia dostała się w ręce amerykańskiego generała George'a Pattona. Co wymowne, dokładnie w tym samym dniu Hitler popełnił samobójstwo. 9 maja nazistowskie imperium runęło w gruzach. I nie była w stanie ocalić go żadna nadprzyrodzona moc. O niemieckich rozliczeniach z II wojną światową i micie „świętego” Wehrmachtu opowiada prof. Jerzy Maroń z Uniwersytetu Wrocławskiego17 września 1939 r. na Polskę napadli Rosjanie. 1 września – naziści. Kim byli naziści? Ufoludkami z ciemnej strony Księżyca, gdzie, jak wierzą co poniektórzy, żyje do dzisiaj Hitler?Oczywiście 1 września 1939 r. Polskę zaatakowali to się stało, że dzisiaj Niemców zastąpili naziści?Musimy się cofnąć kilkadziesiąt lat. Mniej więcej do połowy lat 50. XX wieku. W tym czasie w Republice Federalnej (w Polsce nazywanej jeszcze Niemiecką Republiką Federalną) widzenie wojny było w poważnym stopniu określone poprzez wspomnienia generałów niemieckich. To właśnie wtedy tacy dowódcy jak Heinz Wilhelm Guderian, Albert Kesserling czy Erich von Manstein wychodzili z więzień i publikowali pamiętniki, które w owych więzieniach spisywali. Tych wspomnień powstała cała masa, niektóre nawet przetłumaczono na język wtedy powstał mit rycerskiego Wehrmachtu, którego nie splamiły hitlerowskie zbrodnie?Tak. I nie ma się co dziwić, że mit ten chętnie w Niemczech zaakceptowano. Od wojny minęło zaledwie 10 lat, kombatanci, byli żołnierze Wehrmachtu, byli silnym i znaczącym środowiskiem. Jednak już kilka lat później przez Niemcy przetoczyła się wielka dyskusja. W latach 60., kiedy dojrzało pokolenie wojennych dzieci. Dzieci żołnierzy, ale i dostojników hitlerowskich. Dorośli już ludzie zaczęli rozliczać się z przeszłością swoich być było, toczyła się zażarta dyskusja na dwóch poziomach – naukowym i publicystycznym. Naukowym, ponieważ kiedy w 1955 roku powołano Bundeswehrę, powstał przy niej For-schung Amt, czyli ośrodek badań czy jak kto woli Urząd Badawczy Bundeswehry. Na jego czele stanął profesor Manfred Messerschmidt. Nazwisko jak najbardziej kojarzące się z II wojną światową i prawda, jednak pod kierunkiem prof. Messerschmidta stworzono ośrodek, który prowadził badania zupełnie inaczej, niż by tego chcieli generałowie. To nie było patrzenie na wojnę z punktu widzenia dowódców – generałów, feldmarszałków, tylko zwykłego, szarego człowieka. Oni to określali „kleine Mensch” czyli mały człowiek. I publikacje powstające tam odzierały Wehrmacht z nimbu dżentelmeńskiej i rycerskiej armii. Z tego powodu były problemy, protestowali kombatanci, wręcz domagali się ustąpienia Manfreda Messerschmidta z zajmowanego prac bardziej można byłoby się spodziewać po polskich historykach niż niemieckich. Jeśli, ktoś ma wątpliwości, niech sięgnie po książkę ucznia prof. Messerschmidta – Wolframa Wettego. Wydano ją nie tak dawno, bo w 2007 r., w Polsce. Byłem jej recenzentem i konsultantem polskiego tłumaczenia. Niemiecki oryginał nosi tytuł „Wehrmacht. Wojna zniszczenia”, myśmy zaproponowali zupełnie inny, ponieważ uznaliśmy, że ten będzie niezrozumiały dla naszego czytelnika. W Polsce nazywa się „Wehrmacht. Legenda i rzeczywistość”. Zresztą okazało się, że podobną decyzję podjęli amerykańscy wydawcy Wettego. Jest to wstrząsająca prof. Wettego czyta się tak, jak polskie prace z lat 60. na temat Wehrmachtu. Myślę, że najlepiej będzie zacytować słowa niemieckiego recenzenta – Norberta Freia z „Die Ziet”: Od roku 1941 do 1944 Wehr-macht prowadził sprzeczną z prawem międzynarodowym rasistowską wojnę na wyniszczenie. Dlaczego generałowie ulegli Hitlerowi? Autor jako pierwszy pokazuje, że antyrosyjskie i antysemickie obrazy wroga miały w armii prusko-niemieckiej długą tradycję, która po roku 1917 połączona została z obsesją na tle „żydowskiego bolszewizmu”. Bez owych obrazów, bez apoteozy wojny i przemocy oraz niemalże tradycyjnego już deptania międzynarodowego prawa wojennego wojna na Wschodzie nie mogłaby być prowadzona w taki sposób. Po roku 1945 fakt ten był systematycznie tuszowany i zastępowany legenda o nieskalanym Wehrmachcie”.Ostre słowa. Ale wynika z nich, że mit rycerskiego Wehrmachtu jest ciągle nie do końca prawda. Niemcy, tworząc Bundeswehrę, bali się odrodzenia ducha militaryzmu i kastowości. Bali się, choć tworzyli ją oficerowie dlatego się bali?Może. Przecież kadra najpierw Reichswehry, a później Wehrmachtu była monarchiczna, antydemokratyczna. Do końca republika weimarska była „nie ich państwem”. Problem ten dostrzegano już po I wojnie światowej, dlatego traktat wersalski zakazywał Niemcom posiadania sztabu generalnego. Oni to oczywiście obeszli i zorganizowali w Reichswehrze faktyczny sztab generalny, choć oficjalnie taki nie istniał. To było ekskluzywne środowisko o bardzo mocnym poczuciu odrębności, wręcz kastowości. Nazywano ich karmazynowym bractwem, bo nosili karmazynowe wypustki, a generałowie karmazynowe lampasy. I stąd te wszystkie działania: nieudane po I wojnie światowej i te, które podjęto, tworząc Bundeswehrę po układach rzymskich, kiedy nastąpiła zgoda na remilitaryzację Republiki Federalnej. Po II wojnie światowej dostrzegano, że w Wehrmachcie kluczową rolę odgrywał korpus oficerski. Stąd przecież cała dyskusja podczas głównego procesu norymberskiego: czy niemiecki sztab generalny uznać za organizację przestępczą. W końcu zrezygnowano z tego, ale dyskusję wtedy dostrzegano, że wśród wyższych oficerów i dowódców żywa jest prusko-niemiecka „apoteoza wojny i przemocy”?Tego się obawiano, także w Niemczech. Można nawet powiedzieć, że kiedy po traktatach rzymskich wyrażono zgodę na remilitaryzację Niemiec, w samej Republice Federalnej byli ludzie uczuleni na groźbę odrodzenia się tego ducha militaryzmu wilhelmińskiego, specyficznej mentalności. Stąd Akademia Bundeswehry nie nosiła nigdy nazwy Akademii Sztabu Generalnego. Teraz jest to po prostu Uniwersytet Bundeswehry. Broń Boże, Kriegsa-kademie. W NRD nazywało się to Militärakademie Friedrich Engels, także tam unikano skojarzeń z armią cesarską, a właściwie pruską. Dlaczego pruską?Ponieważ po zjednoczeniu Niemiec w XIX wieku, były tam nadal cztery amie: pruska, saska, bawarska i badeńsko--witemberska. Z tym, że poza pruską jedynie bawarska miała własną akademię. Zresztą kształciła bardzo dobrych oficerów. Szef sztabu generalnego do końca 1941 roku, generał Franz Halder, który zostawił nieprawdopodobną rzecz po sobie – dzienniki wojenne. Trzy tomy zapisków, robionych dzień po dniu, coś fenomenalnego, przetłumaczono je zresztą na polski. Halder był Bawarem. Podobnie jak Kesselring – artylerzysta, lotnik, a na koniec naczelny dowódca we obawiali się odrodzenia militaryzmu. Jednak przywiązywali wagę do służby bali się. Stąd wychowanie wewnętrzne żołnierzy. „Żołnierz ma być obywatelem” – bardzo mocno to podkreślano. Kiedy za kanclerstwa Schroedera rozważano możliwość uzawodowienia Bundeswehry, komisja parlamentarna stwierdziła, że jest to niemożliwe. Właśnie ze względu na to, że to jeden z elementów kształtowania obywatela w Niemczech. Od 2011 r. niemiecka armia jest już zawodowa, jednak 15 lat temu podkreślono, że służba wojskowa jest jednym z elementów kształtowania obywatela bez służby wojskowej był gorszy?W Niemczech służba zastępcza miała określone konsekwencje. Mężczyzna, który wybrał zastępczą służbę wojskową, nie miał żadnych szans na zdobycie pracy w urzędzie państwowym. Wychodzono tam z założenia, że państwo wymaga określonych obowiązków, poświęcenia wolnego czasu i państwo to docenia. Jeśli nie chcesz służyć w wojsku, to twoja sprawa, ale nie licz na to, że państwo będzie potem zatrudniało, skoro nie wywiązałeś się z kontraktu dobrze, napadli na nas naziści, ponieważ Niemcy wstydzą się II wojny światowej?Wielka dyskusja społeczna, publikacje podobne do tej, jaką napisał prof. Wette, odejście od wojskowych tradycji prus-ko-niemieckich to wszystko przeorało społeczeństwo niemieckie. Starsze czy najstarsze pokolenie spogląda na tę wojnę, mówiąc: „Ta przeklęta wojna”. Myślę, że stąd właśnie stąd ci naziści się na dobre?Mam nadzieję, że to nie jest wyłącznie powierzchowna zmiana mentalności niemieckiej. Opowiem pewną historię, i to nie jest anegdota. W latach 90. byłem we Frankfurcie nad Menem. Tam na rynku stoi księgarnia: trzy, może cztery piętra, windy, kanapy do przeglądania książek, stoły. Olbrzymi sklep z książkami, gdzież naszemu Empikowi się z nim mierzyć! Z racji zainteresowań, na piętro historii wjechałem. Pytam, gdzie tutaj jest dział militariów. I ona pokazuje w tej olbrzymiej księgarni, na piętrze historycznym, taki malutki regalik, 1,2 metra na cztery, może sześć półek. I co tam stoi? „Mój chomik”, „Mój pies” i wśród nich ze dwie, może trzy hobbystyczne książki związane z wojskiem. Zamarłem, bo gdzie mam szukać militarnych publikacji, jak nie w Niemczech? Czy wznoszenie toastu „za Adolfa Hitlera i naszą ojczyznę, ukochaną Polskę" wystarczy, żeby zniknąć z życia publicznego? Okazuje się, że niekoniecznie. Pomimo deklaracji Patryka Jakiego, który obiecywał błyskawiczną delegalizację organizacji, Stowarzyszenie Duma i Nowoczesność wciąż figuruje w rejestrze stowarzyszeń. Mało tego, grupa nadal może korzystać z wpływów z odpisu podatkowego. Niesławne stowarzyszenie pojawia się w opublikowanym przez Ministerstwo Finansów zestawieniu. Znajdziemy je pod numerem 7177. Jak wynika z dokumentu, dzięki odpisom Duma i Nowoczesność zebrała 1038,60 zł. Jak podała „Rzeczpospolita” stowarzyszenie wciąż figuruje na liście organizacji pożytku publicznego, a w lipcu przedstawiło sprawozdanie o działalności merytorycznej. Wśród sukcesów wymieniono upowszechniania kultury fizycznej. - Pod tym pojęciem kryje się organizacja zawodów, których uczestnicy strzelali z kilku rodzajów wiatrówek, procy, łuku i dmuchawki, a na koniec posłuchali koncertu zespołu Nordica, popularnego wśród sympatyków skrajnej prawicy – czytamy w „Rzeczpospolitej”. Narodowy Instytut Wolności obecność stowarzyszenia w bazie tłumaczy zgodnością z prawem. Wykreślić organizację może tylko sąd rejonowy. Ten otrzymał od prokuratury wniosek, ale jeszcze nie podjął decyzji.

nazisci na celowniku sprawiedliwosci